Glukhovsky zasłynął głównie z powieści „Metro 2033” i jej kontynuacji (też gorąco polecam, ale o tym kiedy indziej!), które muszę przyznać, bardzo różniły się od „Tekstu” swoją tematyką. Z mrocznych tuneli moskiewskiego metra przenosimy się... na powierzchnię.
Poznajemy Ilję, mężczyznę przed trzydziestką, który właśnie wychodzi z więzienia, wrobiony przez dilera narkotykowego- Pietę. Skazany na siedem lat pozbawienia wolności, załamuje się. Po dwóch latach odsiadki jego partnerka odchodzi od bohatera do innego mężczyzny. Jedyną osobą, która ratuje Ilję przed całkowitą utratą zmysłów, jest jego kochana matka. Ma z nią bardzo dobry kontakt i od samego początku czułam, że jest dla niego bardzo ważna.
Czas odsiadki się kończy. Ilja wysyła matce wiadomość: „Wychodzę”. Podróż pociągiem z zony do miasteczka pod Moskwą trwa dwa dni. Ilja dzwoni domofonem, ale nikt nie odpowiada... nikt. I tak oto, nasz bohater zostaje sam, w żałobie po niedawno zmarłej matce, mając w kieszeni jedynie trzy tysiące rubli. Jego była dziewczyna jest w ciąży. Najlepszy przyjaciel- żonaty i ma małe dziecko. Nawet miasteczko rozrosło się i unowocześniło. Technika poszła do przodu. A on? Stanął w miejscu. Bez perspektyw, rodziny, chęci do życia.
Nie dbając o swoje skromne oszczędności, Ilja wydaje część na alkohol i jedzie do Moskwy. Niespodziewanie natyka się tam na Pietę- mężczyznę, do którego przez te siedem lat zamknięcia pałał nienawiścią. Dostosowując się do sytuacji i wykorzystując odpowiedni moment, pijany podchodzi do dilera i proponuje transakcję. Ten, ucieszony, że jego towar zostanie sprzedany, zgadza się, co prowadzi do jego zguby.
Ośmielony alkoholem i zaślepiony bólem, cierpieniem i nieszczęściem Rosjanin zabija Pietę, ukrywa zwłoki, zabierając jego telefon. Odkrywa, że z handlu narkotykami można uzyskać naprawdę duże pieniądze, i choć odebrany zmarłemu pistolet aż sam się prosi o przystawienie go do głowy, Ilja decyduje się najpierw pochować matkę i urządzić jej należyty pogrzeb, do czego potrzebuje oczywiście... pieniędzy.
Czy same wiadomości SMS, nagrania głosowe i zdjęcia z galerii telefonu wystarczą do skopiowania osobowości właściciela? Czy Ilja odważy się zagrać tę rolę? A co z życiem prywatnym Pietii? Ojcem, matką... jego miłością? Czy ten dwudziestosiedmioletni mężczyzna da sobie radę z dręczącymi go wyrzutami sumienia, samotnością i zagubieniem? „Tekst” jest według mnie książką bardzo wartościową. Chociaż moim zdaniem, wydarzenia opisane przez Glukhovskiego są mało prawdopodobne, to niosą za sobą niewiarygodny przekaz. Przyznam szczerze, że w pewnym momencie bałam się, że zanudzi mnie fakt, że większość wydarzeń odbywa się w głowie bohatera, lub telefonie, jednak były to zbędne obawy. Fabuła nie pozwalała mi wytchnąć ani na moment i wiele razy z rozczarowaniem musiałam zamykać książkę po zerknięciu na zegarek, przez cały następny dzień myśląc tylko o ciepłej herbacie, kocyku i „Tekście”.
Co się jednak stało, kiedy zamknęłam książkę ostatni raz, po przeleceniu wzrokiem ostatniej kropki? Pustka. Niedowierzanie. Niedosyt. Żal. Smutek. Chyba nawet nie potrafię do końca opisać słowami tego, co poczułam odkładając „Tekst” na półkę. Pomimo tego, że chciałam coś jeszcze przeczytać, bo kolejka książek na półce jest niemała a i godzina była jeszcze w miarę wczesna, nie potrafiłam zmusić się do otwarcia na nową historię. Tylko ten, kto przeczyta tę powieść, będzie mógł mnie zrozumieć, więc gorąco polecam „Tekst” każdemu, kto ma ochotę na nostalgiczne, jesienne wieczory z dobrą książką!
Dodaj komentarz